REKLAMA
  1. Autoblog
  2. Felietony

Nie da się jeździć samochodem po polskich drogach. No, nie da się

Nie wiem, co się stało na polskich drogach w ostatnich miesiącach, ale… nie da się po nich jeździć. No, nie da. Jest tyle samochodów, że dojazd gdziekolwiek w normalnie zaplanowanym czasie jest po prostu niemożliwy. Nie mówiąc o braku przyjemności z prowadzenia pojazdu.

18.12.2018
19:12
polskie drogi
REKLAMA
REKLAMA

Nie, nie chodzi li tylko o okres przedświąteczny, który zawsze skutkuje wzrostem zakorkowania miast o niebotyczny procent, bo Janusze z Grażynami ruszają po zakupy na świąteczne wyżerki. Chodzi o to, że od około roku z przerażeniem obserwuję niesamowity przyrost aut w ciągłym obiegu. Aktualnie stopień przejezdności popularnych tras, którymi często się poruszam, tj. Gierkówki, A2 z Warszawy do Łodzi, czy A4 pomiędzy Katowicami a Krakowem, jest dramatycznie słaby. By nie powiedzieć, że wręcz niemożliwy.

Można zapomnieć o rozwinięciu maksymalnej dopuszczalnej prędkości chociażby na krótkim odcinku trasy. Jazda - o ile w ogóle takowa jest - polega na dociągnięciu do 80 km/h, po czym następuje zwolnienie do 60. I tak w kółko.

Wszyscy wyprzedzają wszystkich jednocześnie.

Wszystko jest nie tak. Samochodów tyle, że nikt nie traktuje prawego pasa jako tego głównego do jazdy. Po prostu auta poruszają się po swoim pasie i nie daj Boże, by ktoś chciał go zmienić - wtedy wiadomo, gwałtowne zwolnienie do 60 km/h.

Oczywiście najczęściej pasy zmieniają TIR-y, które koniecznie muszą wyprzedzić kolegę, który jedzie o 1 km/h wolniej. Manewr wyprzedzania przez takiego TIR-a trwa zazwyczaj ok minutę - o ile TIR-owiec nie zechce myknąć dodatkowo kilka kolejnych aut - co oczywiście skutkuje sznurem samochodów osobowych jadących za nim z prędkością 60 km/h. Rozładowanie takiego sznura trwa potem kolejnych kilkanaście minut, bo oczywiście nikt z wolniejszych pojazdów nie zjedzie na prawy pas (pisałem - samochody osobowe dziś nie zmieniają pasa prawie w ogóle).

Ale to nie tylko to. Prawe pasy są zazwyczaj nieprzejezdne ze względu na stan kolein, co dla samochodów z szerokimi oponami - a takowe zdarzyło mi się posiadać - jest wielce niebezpieczne. Spora część aut na autostradach i drogach szybkiego ruchu nie może więc wręcz poruszać się innym, niż lewy pasem.

Teren budowy. Wstęp wzbroniony.

No i budują. Budują i remontują wszędzie. Niby fajnie, ale raz, że jest tego po prostu wszystkiego zbyt dużo na raz, nikt tego centralnie nie planuje; dwa, po zmroku nie widać już pracujących przy drogach. A że okres jesienno-zimowy to krótkie dni, drogowców nie widać w pracy od około 15.

Tak wiem, to nie Szwajcaria, gdzie buduje się 24 godziny na dobę, by jak najszybciej skończyć i zwrócić kierowcom komfort. Nawet przy tak newralgicznym miejscu jak obwodnica Częstochowy, gdzie w okolicach Mykanowa na Gierkówce od lat tworzą się kilometrowe korki, nikomu nie przyszło na myśl, żeby przyspieszyć z budową łączącego drogi kawałka. Po prostu stoimy w godzinnym korku, by wjechać i wyjechać z Częstochowy.

Doszło do tego, że w ostatnich miesiącach w ogóle porzuciłem samochód na rzecz pociągu. Jest drożej, mniej przyjemnie - no bo jednak lubi się pojeździć fajnym samochodem - bardziej tłoczno, ale przynajmniej dojeżdżam z Sosnowca do Warszawy w dwie godziny i dziesięć minut. Wyprawa do Warszawy samochodem zabiera dziś od 4 do 5 godzin. Przypomnę, że między Katowicami a Warszawą jest 280 km.

Zastanawiam się skąd taki kolosalnie duży wzrost ruchu na drogach.

Sprawdziłem. Z danych Polskiego Związku Przemysłu Motoryzacyjnego wynika, że w ciągu pierwszych 11 miesięcy 2018 r. do Polski zostało sprowadzonych 864 678 używanych samochodów osobowych. To o 7 proc. więcej, niż przed rokiem, więc w zasadzie już tyle samo co w całym 2017 r., a został jeszcze jeden ważny miesiąc grudzień, w którym ze względu na zmiany prawne od 2019 r., na ulice wyjedzie dużo nowych pojazdów. W tym samym czasie Polacy kupili też 486 499 nowych osobówek, o 11 proc. więcej niż w 2017 r.

Niby wzrost zauważalny, ale chyba nie na tyle, by zatłoczyć totalnie kluczowe drogi w całym kraju. Nie wiem, boję się po prostu, że Polska - w końcu coraz bardziej zamożna, na dodatek mocno kochająca motoryzację - staje się coraz bardziej podobna do zachodnich społeczeństw, gdzie komfortowo i szybko podróżować samochodem się nie da.

REKLAMA

Coś mi się zdaje, że zupełnie nowa ekonomia pojazdów z uwzględnieniem autonomicznych samochodów, czy usług carsharingu, a nawet publicznych samochodów w ciągłym obiegu, jest nie tyle technologiczną fanaberią, co po prostu niezbędną koniecznością, byśmy wszyscy na całym świecie nie utknęli w jednym wielkim korku.

I tylko szkoda będzie tej niesamowitej frajdy z prowadzenia pojazdu.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA